ODSŁONA PIERWSZA PROLOGU
25 grudnia 1970 roku, Londyn
Śnieg
sypał bez przerwy od kilku dni, otulając okoliczne budynki swoim białym
płaszczem. Przez uchylone okno jednego z wielu takich samych, stojących
obok siebie domów wkradał się mroźny, zimowy wiatr podstępnie chłodząc
twarz dziewczynki siedzącej w pokoju. Nikłe promienie słońca wesoło
igrały w jej czarnych, kręconych włosach, opadających na czerwone od
zimna policzki. Siedziała na łóżku i spoglądała smutno w stronę
wymalowanej szronem szyby. Gdziekolwiek nie spojrzała do głowy powracało
jej miliony wspomnień. Każdy najmniejszy szczegół sprawiał, że cofała się
do tak bardzo szczęśliwych i beztroskich chwil dzieciństwa. Tęskniła za
ojcem okropnie a w czasie świąt Bożego Narodzenia uczucia te,
dawały o sobie znać znacznie mocniej. W zupełności zatracona we
wspomnieniach czuła się tak odległa od rodziny świętującej zaledwie
piętro niżej. Jej uszu dobiegały co prawda podniesione głosy, ale były
niewyraźne, dokładnie tak, jakby słyszała je leżąc gdzieś nadnie
jeziora, szumiące ponad taflą niewzruszonej niczym wody. Przymknęła oczy
i otarła rękawem wilgotne od łez policzki. Mimo swojej drobnej postury i
bardzo młodego wieku, wewnątrz była ogromnie silna. Tym razem również
musiała się pozbierać. Usiadła przy toaletce, uczesała czarne, gęste
włosy i wykrzywiła usta w grymasie, który z całego serca pragnęła nazwać
szczerym uśmiechem. Poprawiła brzoskwiniową, przewiązywaną w pasie
wstążką sukienkę, odetchnęła głęboko i pchnęła drzwi. Powolnym krokiem
pokonała całą długość korytarza co jakiś czas spoglądając, na coraz to
inny portret wiszący na ścianie, ledwo widoczny w mglistym świetle
zapalonych świec. Ostrożnie, pełnym majestatu i dostojeństwa krokiem
zeszła w dół krętych, dębowych schodów i wyprostowana z uniesioną dumnie
głową i wymuszonym uśmiechem stanęła w drzwiach wypełnionej
głosami jadalni. Spojrzenia wszystkich obecnych, jeszcze chwilę temu
pogrążonych w dyskusji zwróciły się w jej kierunku.
-Dorcas, jak ty wyrosłaś !
– rosła kobieta, z szarymi, upiętymi w kok diamentową spinką włosami,
wstała od stołu i podeszła do dziewczynki. – Niechże Cię uściskam. –
twarz Klarysy Meadowes rozpromienił uśmiech, a jej oczy zaszkliły się, kiedy tuliła do siebie dziecko.
- Miło Cię widzieć,
babciu. – kruczowłosa objęła kobietę za szyję i wtuliła się w jej
miękki, purpurowy sweter.
Uchyliła lekko powieki,wciąż będąc w ramiona kobiety i ujrzała matkę, wpatrującą się w nią. Znała ją na tyle dobrze, że widziała jak bardzo cierpi. Pomimo prowizorycznego uśmiechu na twarzy, oczy miała smutne. Oczy są jednak zwierciadłem duszy, a w duszy Deborah Meadowes, tak samo jak w duszy dziewczynki panowała rozpacz. Dorcas odsunęła się od babci i w milczeniu usiadła przy świątecznym stole. Przez cały wieczór, bez słowa wpatrywała się w granatowo czarne niebo usiane jaśniejącymi gwiazdami.Co jakiś czas uważnie przyglądała się zgromadzonym w jadalni osobom. Nigdy nie zastanawiała się, co czyni większość jej rodziny i krewnych tak odległymi.Zawsze czuła się tak inna od nich wszystkich. Nie chciała być taka, jak oni. Chłodna, dumna, niedostępna. Ale jednak była. Nie potrafiła kochać. Miała nikłepojęcie o przyjaźni. Nigdy nie mogła być sobą. Okazywanie uczuć było wręcz zakazane. Nigdy też, nie liczyło się jaka jest. Wartość miało jedynie to kim jest i jakie nosi nazwisko. Na nieszczęście, nazwisko to nie było tak zwykłe, jak na pierwszą chwilę mogłoby się wydawać. Dorcas Katharine Meadowes pochodziła z jednego z zamożniejszych rodów czarodziei czystej krwi i ku oburzeniu wielu z jej członków wcale nie wydawała się być tym faktem zachwycona. Przeczesała włosy palcami i odgarnęła je z twarzy. Nie mogła dłużej znieść towarzystwa tych wszystkich ludzi, którzy mimo więzów krwi, nie byli dla niej żadną rodziną. Posłała matce smutny uśmiech iwstała od stołu grzecznie dziękując za posiłek i dygając lekko, dokładnie tak,jak na damę przystało. Odwróciła się i zaciskając usta w cienką linijkę opuściła pokój. W korytarzu chwyciła jedynie oliwkowy płaszcz i zarzuciła go naplecy, wybiegając na ganek. Londyn otulony był mrokiem. Jedynie nikłe światło okrągłych latarenek, rozmieszczonych wzdłuż obu stron ulicy rozświetlało ciemności. Śnieg sypał teraz niemiłosiernie mocno, a wiatr smagał zaczerwienione już od chłodu policzki dziewczyny. Jej jednak nie obchodziło nic poza tym, żeby jak najszybciej dostać się w odosobnione, ciche miejsce i móc się wypłakać. Otuliła się mocniej płaszczem i puściła biegiem przed siebie.Wiatr rozwiewał jej włosy, a łzy ciekły z piwnych oczu. Przysiadła na pierwszej ławce w ośnieżonym parku. Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła łkać cicho, kołysana w ramionach rozpaczy.
Uchyliła lekko powieki,wciąż będąc w ramiona kobiety i ujrzała matkę, wpatrującą się w nią. Znała ją na tyle dobrze, że widziała jak bardzo cierpi. Pomimo prowizorycznego uśmiechu na twarzy, oczy miała smutne. Oczy są jednak zwierciadłem duszy, a w duszy Deborah Meadowes, tak samo jak w duszy dziewczynki panowała rozpacz. Dorcas odsunęła się od babci i w milczeniu usiadła przy świątecznym stole. Przez cały wieczór, bez słowa wpatrywała się w granatowo czarne niebo usiane jaśniejącymi gwiazdami.Co jakiś czas uważnie przyglądała się zgromadzonym w jadalni osobom. Nigdy nie zastanawiała się, co czyni większość jej rodziny i krewnych tak odległymi.Zawsze czuła się tak inna od nich wszystkich. Nie chciała być taka, jak oni. Chłodna, dumna, niedostępna. Ale jednak była. Nie potrafiła kochać. Miała nikłepojęcie o przyjaźni. Nigdy nie mogła być sobą. Okazywanie uczuć było wręcz zakazane. Nigdy też, nie liczyło się jaka jest. Wartość miało jedynie to kim jest i jakie nosi nazwisko. Na nieszczęście, nazwisko to nie było tak zwykłe, jak na pierwszą chwilę mogłoby się wydawać. Dorcas Katharine Meadowes pochodziła z jednego z zamożniejszych rodów czarodziei czystej krwi i ku oburzeniu wielu z jej członków wcale nie wydawała się być tym faktem zachwycona. Przeczesała włosy palcami i odgarnęła je z twarzy. Nie mogła dłużej znieść towarzystwa tych wszystkich ludzi, którzy mimo więzów krwi, nie byli dla niej żadną rodziną. Posłała matce smutny uśmiech iwstała od stołu grzecznie dziękując za posiłek i dygając lekko, dokładnie tak,jak na damę przystało. Odwróciła się i zaciskając usta w cienką linijkę opuściła pokój. W korytarzu chwyciła jedynie oliwkowy płaszcz i zarzuciła go naplecy, wybiegając na ganek. Londyn otulony był mrokiem. Jedynie nikłe światło okrągłych latarenek, rozmieszczonych wzdłuż obu stron ulicy rozświetlało ciemności. Śnieg sypał teraz niemiłosiernie mocno, a wiatr smagał zaczerwienione już od chłodu policzki dziewczyny. Jej jednak nie obchodziło nic poza tym, żeby jak najszybciej dostać się w odosobnione, ciche miejsce i móc się wypłakać. Otuliła się mocniej płaszczem i puściła biegiem przed siebie.Wiatr rozwiewał jej włosy, a łzy ciekły z piwnych oczu. Przysiadła na pierwszej ławce w ośnieżonym parku. Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła łkać cicho, kołysana w ramionach rozpaczy.
* * *
Uniosła
powieki dopiero, kiedy poczuła czyjś napastliwy wzrok na sobie. Przed
nią stał wysoki, czarnowłosy chłopiec z krwi ikości. Uśmiechał się
krzywo i spoglądał na nią z pobłażaniem. Posłała mu mordercze spojrzenie i
uniosła wysoko podbródek. Gestem pełnym dostojeństwa natychmiast
poprawiła swoje gęste, kręcona włosy i oliwkowo zielony płaszcz. Poraz
ostatni spojrzała w jego kierunku z wyższością wymalowaną na
młodziutkiejtwarzy i minęła go bez słowa. Nie mogła zrozumieć, jak śmiał
w ogóle na niąspojrzeć. Zwykły, zarozumiały i niewychowany mugol, ot co
! Prychnęła głośno i kopnęła kamień leżący obok jej nogi.
- Ładnie to tak ignorować nieznajomych? – zastygła wbezruchu słysząc za sobą pełen kpiny, chłopięcy głos.
- Na pewno nie tak
nieładnie, jak ich nękać. – odpowiedziała lodowatym tonem i odwróciła się
przodem do niego. Z tak bliska sprawiał zupełnie inne wrażenie. Z jego
twarzy ani na chwilę nie spełzał kpiąc uśmieszek,a w oczach tańczyły
wesołe iskierki. Był sporo wyższym od dziewczyny posiadaczem dłuższych,
kruczoczarnych włosów i bladej cery. Było w nim też coś takiego, że wcale
nie przypominał zwykłego mugola. Słysząc słowa dziewczyny roześmiał się,
a jego śmiech rozdarł ciszę, niosąc się echem przez opustoszałe uliczki.
- Damy chyba nie powinny
się tak zachowywać. – Jeszcze nigdy, nikt nie irytował jej tak bardzo,
jak ten nieznajomy chłopak, a on zupełnienic sobie z tego nie robił !
Wręcz przeciwnie, znakomicie się przy tym bawił. Stałi dogryzał jej co
chwilę śmiejąc się w najlepsze.
- Damy nie powinny też
rozmawiać z takimi, jak ty. –wysyczała wściekle, podkreślając sposób, w
jaki go postrzega i traktuje. Jako gorszego, niższego sobie. Na te słowa
chłopak natychmiast zamilkł. Wyglądał zupełnie tak, jakby coś właśnie go
olśniło.
- Jesteś zupełnie tak
sympatyczna, jak moja rodzinka. –zaśmiał się sztucznie. – Czysta krew,
czyż nie? – spojrzał na nią z odrazą.
- Jak łza. – odparła
sucho, nie dając po sobie znać zaskoczenia. Przecież nie mógł wiedzieć o
magicznym świecie. Zupełnie wykluczyła tą możliwość. Pewnie zasłyszał ten
zwrot, pałętając się gdzieś po Londynie i żebrząc o pieniądze od
przechodni.
- Syriusz Black. Miło mi. – uśmiechnęła się, i ukłonił zudawaną dumą. Dorcas otworzyła szerzej oczy. Black? Nazwisko chłopaka bębniło jej w głowie. Ten Black?
Widząc zaskoczenie dziewczyny, na twarzy kruczowłosego wymalowała się
satysfakcja. – Syn Walburgi i Oriona Blacków. – dodał ze śmiechem, jakby
czytając w jej myślach.
- Dorcas Katharine
Meadowes. – wciąż wpatrywała się wchłopaka zdziwiona. Był czarodziejem.
Ba, był czysto krwistym czarodziejem !Coś jednak było nie tak.
Zachowywał się zupełnie naturalnie. Śmiał się,żartował. Jego twarz
zdradzała wszelkie emocje.
- Meadowes. – powtórzył,
zupełnie jak w tej zabawie, którą tak uwielbiają małe dzieci. – Wygląda
na to, że spotkałem członka tak samo szanowanej i zamożnej rodziny jak
moja. – dodał z kpiną w głosie i po razkolejny zaśmiał się sztucznie.
- Tak. Na to wygląda. –
Bardzo rzadko rozmawiała z rówieśnikami. Właściwie, to w ogóle rzadko z
kimkolwiek rozmawiała. Służyła raczej jako ozdoba, część obrazu
rodzinnego, który musi być nieskazitelny pod każdym względem. Była jak
zakurzona lalka, na sklepowej wystawie, którą można jedynie podziwiać.
- Na mnie chyba już pora.
Do zobaczenia, Dorcas. – kruczowłosy uśmiechnął się krzywo i odszedł
pogwizdując wesołą melodyjkę pod nosem i podrzucając w dłoni śnieżną
kulę. Dziewczyna przyglądała mu się jeszcze przezdłuższą chwilę, aż do
czasu kiedy jego sylwetka zupełnie zniknęła w mroku.
- Mi również było miło
Cię poznać. – wyszeptała, właściwie sama do siebie i powolnym krokiem
ruszyła z powrotem w kierunku domu. Po razpierwszy od dawna, na jaj
twarzy zaczął błądzić cień uśmiechu.
* * *
15 kwietnia 1971 roku, Londyn
Wiosna
tego roku nadeszła wyjątkowo szybko,przynosząc ze sobą tak bardzo
wyczekiwane przez kruczowłosą dziewczynkę, ciepłe promienie słońca. Na
drzewach zakwitły już pierwsze pąki kwiatów, co wzupełności oznajmiało
nadejście najpiękniejszej z pór roku. Dorcas odepchnęłasię nogami od
ziemi i wzbiła w powietrze, siedząc na drewnianej huśtawce.
Uwielbiała spędzać tak całe godziny. Wtedy czuła się wolna. Mogła oderwać
się, odfrunąć od rzeczywistości. Zapomnieć o wszystkich obowiązkach,
troskach i przyziemnych problemach. Rozbić tą kulę u nogi, która trzymała
ją tu, na ziemi. Tą, która nie pozwalała jej na szczęście. Zerwała
rosnącą najbliżej jej stóp stokrotkę i wetknęła ją za ucho. Przymknęła
oczy i pozwoliła lekkiemu wiaterkowi rozwiewać jej włosy i sukienkę. Była
szczęśliwa. Uwielbiała ten czas spędzany w samotności,ten, kiedy mogła
być sobą. Być tą roześmianą, zakochaną w urokach natury,zwykłą
jedenastoletnią dziewczynką. Od dawno nie czuła się tak szczęśliwa
ilekka. Od dawna nie uśmiechała się tak szczerze. Wszystko to, stało się
za sprawą drobiazgu. Jednego pozornie nic nie znaczącego gestu. Kilku
mało ważnych słów. Wciąż pamiętała chłopca poznanego w czasie świąt. Tego
roześmianego, kruczowłosego czarodzieja, który postanowił pozostać sobą
mimo poglądów rodziny. Nie zmieniać się ze względu na wartości cenione
przez nich najbardziej. Od tamtego spotkania, ona także z całe serca
zapragnęła taka być.Cieszyć się życiem i przestać udawać. Zdjąć na
zawsze maskę i przeciwstawić się wszystkim swoim bliskim. Zahamowała
gwałtownie nogami, a piasek wzbił się wpowietrze, tworząc chmurę kurzu.
Zeskoczyła sprawnie z lekko kołyszącej się huśtawki i miękko wylądowała
na trawie. Strzepała z sukienki resztkę piasku i przeczesała włosy
palcami. Dopiero widząc słońce, będące już w połowie swojej wędrówki po
nieboskłonie, zrozumiała, jak dużo czasu spędziła w parku.
Niechętnie skierowała swoje kroki na północ od wielkiego dębu.
Beznamiętnie mijała przechodni, nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na
ich twarze. Zatrzymała się dopiero, stojąc przed sporych rozmiarów
domem, wyłożonym zielonkawą cegłą. Przez białe okiennice można było
dostrzec skrawek wnętrza. Oliwkowe zasłony delikatnie okalały okienne
ramy. W głębi pomieszczenia, stał misternie wykonany fortepian a na nim
pozbawiony ognia, srebrny świecznik. Ogród, przed domem zdobiły liczne
krzewy i skupiska kwiatów, rosnące na soczyście zielonej trawie.
Dorcas pchnęła dłonią białą furtkę i skierowała swoje kroki w kierunku
wejścia. Kilkakrotnie zastukała kołatką w kształcie głowy węża w ciężkie,
drewniane drzwi i stanęła czekając by wejść do środka. Nie minęła nawet
chwila, a uchyliły się i stanęław nich delikatnej, francuskiej urody
kobieta, o kruczo czarnych, długich włosach i granatowych, niczym
wzburzone niebo tęczówkach.
- Martwiłam się o Ciebie, kochanie. – Uśmiechnęła się ciepło do dziewczynki i zamknęła za nią drzwi.
- Nie miałaś o co, mamo. –
Dorcas cmoknęła kobietę wpoliczek i skręciła w pierwsze drzwi po lewej
stronie korytarza. Pomieszczeniem tym była przestronna, drewniana kuchnia
z ogromnym balkonowym oknem. Wypełniał ją przyjemny zapach gotujących
się potraw. Na kuchence bulgotała zawartość garnka, w którym łyżka
zupełnie sama, zataczała równe koła. Widok ten, na pewno wprawiłby w
osłupienie nie jednego mugola. Dziewczynka nie zaszczyciła jednak faktu
tego, najmniejszym przebłyskiem zainteresowania. Jej wzrok
natychmiast przykuła sterta świeżo dostarczonych kopert, leżąca na
kuchennym blacie.Chwyciła plik w dłonie i zaczęła nerwowo przeglądać
listy, przygryzając dolną wargę. Kiedy w jej dłonie trafił wreszcie ten,
na który czekała już od tak dawna zakryła usta dłonią i zaczęła śmiać się
z radości. W wejściu do kuchni,stała opierająca się o framugę drzwi
Deborah Meadowes i ze łzami w oczach przyglądała się szczęściu córki.
- Wygląda na to, że
niebawem będziemy musiały udać się naulicę Pokontną. – spokojnym krokiem
podeszła do dziewczynki i położyła dłoń najaj ramieniu. Dorcas
trzęsącymi się rękoma odpieczętowała kopertę i wolno śledziła wzrokiem
każdą linijkę listu.
Szanowna panno Meadowes,
Mamy
przyjemność poinformowania, że została Pani przyjęta do szkoły magii i
czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i
wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września.Oczekujemy pani sowy nie później niż do 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Minewra McGonagall,
Zastępca Dyrektora.
- Nareszcie ! – kruczowłosa pisnęła z wrażenia i odwróciłasię przodem do matki rzucając jej się na szyję. – Mamo, to niesamowite !
- Mówiłam Ci, że
wystarczy tylko cierpliwie czekać. – Kobieta pogładziła dziewczynkę po
głowie i zabrała jej list z rąk, chcąc samodzielnie przeczytać jego treść.
Uśmiechnęła się w duchu na wspomnienie dnia, w którym i ona dostała
identyczną kopertę.
_______________________________________
Witam serdecznie na blogu poświęconym historii Dorcas Meadowes, jak już każdy z was prawdopodobnie zdążył zauważyć. Opowiadanie to powstało w mojej głowie 4 lata temu. Bardzo chciałam przedstawić całą wymyśloną przeze mnie historię, jednakże z różnych przyczyn a w szczególności z lenistwa przestałam pisać. Dziś po tych kilku latach wracam, już nie na blog.onet a tutaj, z nowymi pomysłami i postanowieniem doprowadzenia tej historii do końca. Tak więc zapraszam do śledzenia mojego bloga i losów kruczowłosej uczennicy Hogwartu :)
Jeśli chodzi o informowanie o nowych rozdziałach, służą do tego "Obserwowani" ( u mnie "Zaczarowani", pod tym jaśniejszym polem gdzie są posty). Trzeba kliknąć w przycisk "Dołącz do tej witryny" i po zatwierdzeniu, na Twoim "Pulpicie nawigacyjnym" (to co się wyświetla pod adresem www.blogger.com ) w sekcji "Wszystkie blogi" będą Ci się wyświetlały automatyczne powiadomienia o nowych rozdziałach ;) Mam nadzieję, że rozumiesz to, co napisałam ;)
OdpowiedzUsuńJęli miałabyś jeszcze jakieś pytania, to pisz u mnie na blogu, ale odpisywać też będę tam, jeśli pozwolisz.
Pozdrawiam gorąco,
summer-sky [hogwarts-memories]
P.S> Polecam usunięcie weryfikacji obrazkowej ;) [Ustawienia -> Posty i komentarze -> Włącz weryfikację obrazkową -> Nie] :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, zrozumiałam wszystko i już wiem co i jak :)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim dziękuję za komentarz u mnie :)
OdpowiedzUsuńBędę szczera, nie lubię komentować prologów, bo nigdy nie wiem, co napisać, gdyż po ich lekturze niewiele można powiedzieć o fabule, a bohaterów wolę oceniać po dwóch, trzech rozdziałach, bo wtedy można więcej o nich powiedzieć. Ale bardzo mnie cieszy, że długość była przyzwoita. Tekst czytało się przyjemnie, tylko często zdarzały się posklejane wyrazy, co czasem wybijało z rytmu, bo wychodziły dziwne twory i parę innego rodzaju błędów.
Przede wszystkim zastanawiam się, w jakich latach osadzisz konkretną akcję oraz jaką osobą będzie wtedy Dorcas. Widać, że spotkanie z Syriuszem wiele zmieniło w spojrzeniu na świat dziewczynki, ale dla mnie to dobrze (chociaż pewnie rodzina będzie wściekła).
Na koniec jeszcze kilka uwag, które nie wiem do końca, do czego zaliczyć:
- w Wielkiej Brytanii nie obchodzi się wigilii
- nigdy nie uwierzę, że pani Meadowes, pochodząca z konserwatywnej rodziny czystej krwi, jak sama napisałaś, gotowałaby cokolwiek sama lub w ogóle wchodziła do kuchni, takie rody czarodziejów miały od tego skrzaty domowe
I jeszcze w kwestiach technicznych, radziłabym wyjustować teks, bo wtedy wygląda estetyczniej.
Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję za zaproszenie na Whispered Oath. Do opowiadań potterowskich już chyba zawsze będę miała słabość.
OdpowiedzUsuńLubię czytać historie bohaterów, którzy stworzeni a następnie pozostawieni sami sobie przez panią Rowling. To dopiero pole do popisu.
Po lekturze samego prologu trudno ocenić fabułę, ale początek podoba mi się. Cieszę się, że nie zaczęłaś od podróży pociągiem i powrotu do Hogwartu. Dorcas wydaje się być miłą dziewczynką, choć bardzo samotną. Ciekawe jak poradzi sobie z zawieraniem przyjaźni w Hogwarcie.
Pozdrawiam.
[demelium.blogspot.com]
Witaj serdecznie!
OdpowiedzUsuńNa początku chciałam podziękować za odwiedzenie i skomentowanie mojego opowiadania, jestem bardzo wdzięczna oraz przepraszam, że wcześniej tutaj nie wpadłam i nie wyraziłam opinii na temat prologu. Na początku skomentuję szablon - jest bardzo ładny, aczkolwiek tło jest troszeczkę jaskrawe, ale to tylko moje małe przypuszczenia. Dobrze, teraz przejdę do treści, bo w końcu ona jest najważniejsza - na początku doradzę wyjustowanie tekstu, bo jak na razie tekst po prawej stronie lekko przeszkadza w czytaniu.
Co do Prologu... - nie powiem, zaskoczyłaś mnie, głównie polubiłam twój styl pisania, który bardzo się wyróżnia - ja nie potrafię tworzyć tak dobrego opisu, chociaż się staram to i tak nadal mam z tym spore problemy.
Dorcas jest bardzo sympatyczną dziewczyną - tak wywnioskowałam z opisu - widać, że niezbyt dogaduje się z rodziną, tęskni za ojcem, jest bardzo samotna. To jest bardzo dziwne, ale w pewien sposób utożsamiam się z bohaterką, taka dziwna więź ;)
Widać, że trudno się jej żyje w takich warunkach - przez cały czas zwracali uwagę na jej status krwi, nazwisko, a nawet na tytuł; nikt nie poznał jej prawdziwego charakteru. Wszystko się zmieniło, gdy spotkała Syriusza - chłopak zapadł jej w pamięci. Cieszę się, że nie trafiła na niego w pociągu, w końcu coś nowego :)
Teraz otrzymała list z Hogwartu - jestem ciekawa jak dalej potoczy się historia, jak na razie zapowiada się bardzo dobrze, a ja mam ochotę czytać dalej, więc pisz szybko 1 rozdział:)
Pozdrawiam serdecznie oraz dodaję twojego bloga do linków:)
Zapomniałam o blogu, matko :D
Usuńeverything-scares.blogspot.com